Krew – Rozdział III
– Do mnie będziesz strzelać, cukiereczku?
Kiedy słyszę tak dobrze znany mi głos – kamień spada mi z serca. Przede mną stoi Ash. Ma może jakieś metr dziewięćdziesiąt wzrostu, błękitne niczym niebo oczy i kruczo czarne włosy. Na skroni widać krew, ale nie ma tam żadnego zranienia co jest naprawdę dziwne. Ubrany jest w ciemne jeansy i koszulę w kratę, która przez to, że jest rozpiętą idealnie eksponuje jego wyrzeźbiony tors. Dlaczego tu nagle zrobiło się tak gorąco? Siostro, poproszę lód!
– Halo Emi, idziemy?
– Um, no tak, idziemy.
Powoli stawiamy kolejne kroki mijając co chwilę nowe krwawe malowidła na ścianach. Za każdym razem przechodzą mnie ciarki, gdy na nie spojrzę.
– Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ja. – zaczął nagle – Kiedy rozmawialiśmy nieraz miałem wątpliwości i myślałem, że jakaś maszyna nam to wszystko umożliwia. Wszyscy wokół mnie twierdzili, że mam urojenia, nawet mój ojciec. Co chwile powtarzał, że tylko psuje mu krew tymi wymysłami. Przekonywali, że nie istniejesz. – słuchałam go jak zahipnotyzowana. Z nikim nigdy tak szczerze nie rozmawiałam – Dopiero dziś, kiedy zobaczyłem twoje błyskawice uwierzyłem.
– Nigdy nie miałam przyjaciółki – tym razem ja mówię – Kiedy którakolwiek się do mnie zbliżyła okazywało się, że pragnie jedynie dowiedzieć się czegoś o moich włosach. Do dziś nie mogę zrozumieć, dlaczego wszystkie są tak płytkie. – Pojedyncza łza spływa po moim policzku ale szybko ją ścieram, by nie pokazać mu swojej słabości – No, skoro wiesz już, że wytwarzam błyskawice, to może w końcu wyjawisz mi, jaką Ty masz zdolność?
– Cóż, nie nazwałbym tego zdolnością.
– Jak to?
– Widzisz te wszystkie malunki na ścianie? To krew moich ofiar.
– Że co?!
Co ten Ash? Co ta Emily?
Mam nadzieję, że choć troszeczkę podoba wam się to opowiadanie i troszeczkę nie możecie się doczekać kolejnego rozdziału. Standardowo coś dla was do pośpiewania. Widzimy się już w krótce kochani! Już tęsknię.